Coś wisiało wo powietrzu. Poprzedniego dnia niebo bezchmurne i 43sc C w cieniu. Dziś wieje ciepły wiatr, choć chłodniejszy niż zwykle i na niebie pojawiały się drobne cirrusy. Nic jednak nie zapowiadało tego, co później nastąpiło. Choć stare przysłowie mówi – cirrus na niebie, pogoda się… psuje. Postanowiliśmy jednak nie opuszczać Czemału, gdyż nie zapowiadało się aż tak źle. Około południa chmur prawie nie było, więc po obiedzie spokojnie zaczęliśmy rozstawiać sprzęt na polanie, koło miejsca gdzie nocowała większa część grupy. Z uwagi na wysoką temperaturę powietrza, według niektórych doniesień było 46st C w cieniu, najlepszym sposobem na ugaszenie pragnienia było piwo sprzedawane w kilkulitrowych butelkach, za kilkadziesiąt rubli. W drodze na polanę niektórzy zaopatrzyli się w ten zbawczy trunek.
Kilka godzin przed zaćmieniem zacząłem przygotowywać sprzęt. Trzeba było po kilka razy przeanalizować wszystkie warianty, bo to pierwsze moje zaćmienie rejestrowane na sprzęcie cyfrowym, co mogło wiązać się z pewnymi trudnościami. Do tego samo zaćmienie miało trwać 2m21s co zdecydowanie wymagało wysokiej precyzji i pewności działania.
Na polanie przy sprzęcie byłem sporo przed czasem. Jednak i mi zdenerwowanie dało się we znaki… z tego wszystkiego… pogubiłem się ponownie w czasie. Na szczęście służbą czasu zajął się Marcin. Tuż przed zaćmieniem zachmurzenie było średnie, jednak co chwila jakaś chmurka zasłaniała Słońce, by za kilka sekund zniknąć. Faza częściowa przebiegła spokojnie – kilkadziesiąt zdjęć zrobionych w seryjnym trybie z autobrecketingiem gwarantowało poprawne warunki ekspozycji. Sporą chwilę przed fazą całkowitą na horyzoncie pojawił się obłok, który złowieszczo szedł na nas, niepokojąco zaczęło się to zbiegać z początkiem fazy całkowitej. Wszyscy mieli nadzieję, że może obłok się spóźni… niestety… był idealnie zgrany Ostatnie zdjęcie z fazy częściowej to zaćmienie około 0,85. Potem mogliśmy fotografować tylko chmurę. Jednak również dość ciekawą, gdyż widać było jasne i ciemniejsze smugi światła wokół chmury, wygenerowane koroną słoneczną. Na horyzoncie niemal widać było zbliżający się cień Księżyca.
Ostatnie promienie Słońca tuż przed fazą całkowitą dały niesamowity efekt bardzo ostrych cieni na chmurach. Potem w ciągu dosłownie kilku sekund zrobiło się ciemno i na drugiej części nieba udało się dostrzec kilka gwiazd.
Wyraźnie był widoczny efekt zmierzchu i świtu. Temperatura spadła o kilkanaście stopni Celsjusza i wilgotność nagle zaczęła znacznie rosnąć. Pocieszający był fakt, że kilkadziesiąt kilometrów dalej widać było błyski piorunów, zatem tam nie dość, że nie zobaczyli zaćmienia to jeszcze spadł deszcz. Dwie i pół minuty później było już po wszystkim. Cień z prędkością 1882km/h podążył w stronę Mongolii i Chin a nam przepadła jedyna od dwóch lat okazja zobaczenia korony słonecznej. Nastroje wśród grupy nie były wesołe. Ogólne rozczarowanie i dziwnie ukierunkowana złość.
Dla weteranów zaćmień najtrudniejsze były pytania od osób, które na zaćmienie pojechały pierwszy raz. Bo wszyscy mieli nadzieję zobaczyć koronę słoneczną a tu niestety i jak to opowiedzieć komuś, kto o mało co był świadkiem tego niesamowitego zjawiska. Jednak prawda brzmi banalnie – nie da się tego opisać słowami…
Obserwacja całkowitego zaćmienia Słońca wywołuje wśród ludzi skrajne emocje, u niektórych osób powoduje brak tchu, sprawia że trzęsą się ręce a łzy, nawet u największych twardzieli, same cisną się do oczu. Dobrze, że ja w przeciwieństwie do innych, którzy jechali też m.in. właśnie dla Zaćmienia, nie przygotowywałem się do Wyprawy zbyt długo. Wszystko stało się w moim przypadku praktycznie błyskawicznie. Decyzja, mobilizacja sił i środków, kompletowanie sprzętu. Mi zajęło to tylko 2 miesiące, dzięki szczęśliwemu „zbiegowi okoliczności” jakim jest mój sponsor. Nie mniej przyroda dała nam wszystkim wielką lekcję pokory. Jedni z niej skorzystali inni niestety nie…
Mimo iż wiele osób wydało mnóstwo pieniędzy, by znaleźć się w odpowiednim czasie i miejscu… to tak naprawdę nic to nie znaczyło. Zaćmienie większość z nas ominęło. Większość potraktowała ten wyjazd jak straconą szansę. Jednak, która tak naprawdę postawa jest lepsza wobec takiego stanu rzeczy, ofiary czy człowieka rządnego przygód?
Ja na szczęście mimo iż nastawiałem się na super zdjęcia, jednak też dla mnie ważna była przygoda… to co los mi przyniesie. Bardzo niewiele osób myślało w podobny sposób.
A między podobnie myślącymi nawiązała się specyficzna nić porozumienia. I niby Zaćmienia dla nas nie było… ale tak naprawdę był to początek czegoś nowego, nowego i „nie z tej ziemi”. Jak to zwykł mawiać mój przyjaciel… „planuję przyszłość, a teraźniejszość mnie zaskakuje”… Tym razem mimo iż planem była Wyprawa na Zaćmienie, moja teraźniejszość zaskoczyła mnie ogromnie. Po „nieudanym” Zaćmieniu pojawiły się plany… heh może spotkamy się w przyszłym roku gdzieś „w pogoni za cieniem”… Nie mniej samo zjawisko Zaćmienia Słońca w niesamowitym krajobrazie i klimacie Ałtaju, mimo iż nie tak sobie to wszystko wyobrażałem, wywołało sporo przemyśleń i refleksji, było katalizatorem do wielu zmian.
A późniejszy wyjazd nad Bajkał dopełnił reszty. I prawdą jest to co mówili ludzie którzy przeszli przez piekło tej ziemi – że Syberia zmienia ludzi. Dla mnie słowa te nabrały nowego znaczenia… o wiele głębszego i do tego bardzo pozytywnego… ale to inna Bajka(ł)… Więcej też informacji można przeczytać w Wywiad „Syberia – wyprawa życia” REGION nr9/2008