„Nie myślcie, że Bajkał jest jeziorem. To pradawny bóg, który żyje własnym mitycznym życiem, strzegąc niewyobrażalnych tajemnic świata i natury. To miejsce, gdzie zaciera się granica między legendą a prawdą i gdzie nie wiadomo, czy duchy żyją wśród ludzi, czy ludzie wśród duchów…”
Dziś rankiem w końcu docieramy do Irkucka. Mimo wczesnej pory w mieście już widać i słychać ruch. Okolice dworca to miejsce postoju wszelkiego rodzaju busików taksówek i marszrutek. W czasie gdy Rafał poszedł załatwiać busa na dalszą drogą, my idziemy na mały rekonesans. Miasto widać na pierwszy rzut oka zaniedbane, brudne ale są też obiekty które wyglądają wręcz urzekająco. Irkuck to miasto wielkich kontrastów. Ale czego można się spodziewać po Rosyjskim Dalekim Wschodzie. W jednym miejscu nowoczesne domy murowane z drugiej drewniane sypiące się z przepięknymi okiennicami i ozdobami. Po krótkiej wycieczce w okolicach dworca, wracamy na miejsce zbiórki – autobus już czeka. Dłużej zatrzymamy się tutaj w drodze powrotnej, bo jest co oglądać… I tu miłe zaskoczenie, dalej jedziemy z grupą Polaków z Bydgoszczy i Gdańska.

No to teraz następny etap… Balszoje Gołoustnoje mała wioska rybacka na brzegu Bajkału „niedaleko” Irkucka. Trzeba tu zaznaczyć że „niedaljeko” to w realiach rosyjskich średnio od 100 – 1000km. Aby tam dotrzeć trzeba przebyć ok 150km autobusem. Jednak zanim opuścimy miasto trzeba udać się z jedną z Ań do Polskiego Konsulatu, aby załatwić sprawy związane ze skradzionym jej paszportem. Oczekując na powrót Ani z konsulatu zapuszczamy się pomiędzy okoliczne domy. W końcu ruszamy do Balszoje. Przed nami kilka godzin jazdy autobusem pod „dobrej drodze”… co na nasze realia oznacza drogę wysypaną tłuczniem. Hmm to czym są tutaj złe drogi, albo drogi niższej kategorii?? Nikt nie przypuszczał, że niebawem przyjdzie nam przekonać się o tym…

Po kilku godzinach jesteśmy na miejscu. Kilkaset domów położonych na płaskim jak patelnia brzegu Bajkału. Po zachodniej stronie widać przedgórza Gór Krugobajkalskich. Mimo iż wioska nie wygląda na pierwszy rzut oka zbyt interesująco jednak warto przyjrzeć się jej dokładnie. Z tego co mówią tubylcy, nie ma tu przestępczości, a najbliższy posterunek milicji jest w Irkucku… jak to możliwe? Jak zatem wyglądała historia tej wioski?”Bolszoje Gołoustnoje – wieś położona w obwodzie irkuckim w Rosji, na zachodnim brzegu jeziora Bajkał, w delcie rzeki Gołoustnaja. Oddalona jest ona od Irkucka o ok. 120 km. W 1701 r. powstała w miejscowości pierwsza kaplica. W XIX wieku wybudowano cerkiew św. Mikołaja. W 1937 r. cerkiew zlikwidowano, a w budynku zorganizowano klub. W 1988 r. dawną cerkwią zainteresowali się amerykanie i w ramach programu „Rozwój Międzynarodowy” rozpoczęli jej restaurację. W 1998 r. w wyniku pożaru odnowiona cerkiew uległa zniszczeniu. W 2004 r. świątynia została ponownie odbudowana z funduszy amerykańskich organizacji pozarządowych. Oprócz sfinansowania budowy cerkwi amerykanie częściowo dołożyli się do rekultywacji wybrzeża, które zostało zniszczone przez przedsiębiorstwo leśne mające na tym terenie składnicę drewna. Przedsiębiorstwo obecnie już nie funkcjonuje. We wsi mieści się bar, kilka sklepów, szkoła, poczta, biblioteka, dom kultury i cmentarz. Występuje tam zabudowa przeważnie parterowa i drewniana. Drogi są nieutwardzone. Teren porastają starodrzewia. Wiek niektórych limb ocenia się na ok. 400 lat. Przy rzece Gołoustnaja (6 km od Bajkału) znajduje się ośrodek turystyczny zabudowany buriackimi jurtami. We wsi mieści się także polska baza turystyczna „Vilimówka” położona w Nadbajkalskim Parku Narodowym. 7 km od wsi, przy brzegu Bajkału znajduje się wąwóz Uszkania. Zlokalizowana jest tam leśniczówka oraz prowadzona hodowla łajek wschodniosyberyjskich. Ok. 25 km od wsi znajduje się skała Bakłani Kamień (Kormorani Kamień). Kiedyś była tam największa nad Bajkałem kolonia kormoranów. W latach 60. XX wieku ptaki wyginęły na tym terenie.” Tyle jeśli chodzi o Wikipedię… Pierwsze spotkanie z majaczącym na horyzoncie Bajkałem okazuje się być z lekka szokujące, przynajmniej ja spodziewałem się czegoś… mniejszego. Znów okazało się, że zakwaterowani będziemy w 2 grupach, a posiłki będą w Vilimówce… heh fajne te polskie akcenty. Za sprawą Ani zostałem przydzielony do spania w jurcie. „Jurta – najpopularniejsza nazwa dla namiotu koczowników Wielkiego Stepu. W rzeczywistości słowo to pochodzi z języków tureckich, więc dotyczy jedynie tych, które można zobaczyć od Morza Kaspijskiego po Ałtaj. Na stepach Mongolii, od Ałtaju Zachodniego po Wielki Chingan, namioty te nazywają się ger. Z wyglądu przypominają miskę odwróconą do góry dnem. Z wierzchu pokryte są białą tkaniną, często zdobioną. Na szczycie posiadają otwór dymny, przez który dziś wyglądają kominy piecyków. Składał się z 6 ścianek, wiązanych paneli, które po rozłożeniu dawały cylindryczną ścianę. Na ścianach składany dach, obciągnięty skórą, uginający się pod wpływem wiatru” I tu zaczyna się dla nas powiew syberyjskiej kultury.

Po wstępnym zakwaterowaniu idziemy na obiad do Vilimówki i tu oczywiście Omuł… ale jakże europejskie to jedzenie w porównaniu z tym co jedliśmy w Ałtaju. Ciekawe, czy to normalne tutaj czy tak… pod turystów. Po obiedzie ruszamy na podbój okolicy. Na pierwszy ogień idą okoliczne wzniesienia przedgórza Gór Krugobajkalskich. Ze szczytu można podziwiać przepiękną panoramę delty rzeki Gołoustnej i wsi, a na horyzoncie rozpościera się Bajkał a tuż za nim drugi jego brzeg również z górami.
Po powrocie z wycieczki idziemy na kolację i cześć grupy zostaje w jurcie, a mi nie daje spokoju zachód słońca w mgle nad Bajkałem… niestety coś chyba źle obliczyłem i nad brzeg docieramy już sporo po zachodzie słońca, z resztą potem przy dokładniejszym przyjrzeniu się okolicy okazało się, że jedynie wschody słońca można tu z Bajkałem w tle zobaczyć… zachody są na górami. Po dotarciu nad brzeg spotykamy kilka osób z grupy i dalej już spacerujemy nocną porą razem… tym razem do knajpki na mały rekonesans… może piwo.

Będąc w Ałtaju uderzyła nas wszechobecność krów. Nawet na drodze samochody omijały odpoczywające krowy. Tutaj krowy są na każdym kroku… albo to co po sobie zostawiają:/ Idąc w ciemności trzeba uważać… Wieczorny spacer okazał się troszkę zwodniczy. Niestety za dnia wieś wyglądała całkiem sympatycznie, w nocy bez oświetlenia trudno było nam trafić do naszej jurty. Na szczęście wspólnymi siłami udało nam się dotrzeć każdy do siebie.

Następnego dnia po śniadaniu czekają już na nas marszrutki… Dziś jedziemy już do miejsca docelowego – na Olchon. Załadowali nas po 12 osób w jedną. Jedna z nich zabiera nasze bagaże. Po drodze łapie gumę… ehhh no cóż to było do przewidzenia – była znacznie przeładowana. Od kierowcy dowiadujemy się, że nie ma tu za wiele patroli milicji i że pasy warto zapinać tylko gdy widać patrol. Przy tych słowach dają popis swoich możliwości i umiejętności, wzajemnie się wyprzedzając. Przy wyjeździe z Irkucka, gdzie jeszcze był asfalt pozwalali sobie z iście ułańską fantazją na wyprzedanie na podwójnej ciągłej linii na zakręcie. Nikt z nas nie przypuszczał, że to dopiero początek:) Ciekawym zjawiskiem w Irkucku i okolicach jest fakt, że mimo iż jest tu europejski ruch prawostronny na drogach do mniejszości należą samochody mające kierownicę po lewej stronie. Większość aut ma kierownicę po prawej stronie, za wyjątkiem samochodów rodzimej produkcji typu Uaz czy Lada. Związane jest to z bardzo bliską granicą z Chinami i Japonią, skąd importują samochody.

Po ok 6 godzinach rajdu po „szosach” nadbajkalskich dojeżdżamy do Sachjurty a dokładniej przeprawy promowej przy wsi Sachjurta.

Przed nami Olchon – święta wyspa Buriatów. Skaliste brzegi graniczą tu z kilometrowymi piaszczystymi plażami, step z długim pasem tajgi, a horyzont z śnieżnobiałymi chmurami. Nie wszędzie Pradawne Morze jest tak gościnne. Większość Przybajkala to łańcuchy górskie. Są Góry Nadmorskie na południu, Góry Bajkalskie na północy, Góry Gołondińskie i Chamar Daban na południowym wschodzie. Wszystko to wysokie pasma o wysokości od 1700 m n.p.m. do 2500 m n.p.m. W niebo wzbijają się też szczyty takie jak mający 3491 m n.p.m Munku Sardyk.

Mimo wielkiego zmęczenia, wszyscy z zachwytem patrzą na niesamowite piękno krajobrazu i jak mrówki rozchodzą się po okolicy. Po 30 minutach oczekiwania przyszedł czas na zajęcie miejsca w kolejce na prom. Po godzinie jesteśmy na Olchonie. Teraz dalej tymi samymi marszrutkami udajemy się do Hużiru w centrum zachodniej części wyspy. Tutaj przyzwyczajeni z sympatią przyglądamy się popisom kierowców. Po drodze wysypanej tłuczniem pędzimy w pełnym obciążeniu Uazami jakieś 110km/h…  Po dłuższej chwili (czyli bardzo niedaljeko) jesteśmy na miejscu. Zabudowa we wsi jest troszkę inna niż w Irkucku, co zwraca moją uwagę, wszelkie instalacje elektryczne znajdują się jakiś metr nad ziemią na dziwnych rusztowaniach. Potem okazuje się że to z powodu często płynących tutejszymi drogami potoków po deszczu. Okazuje się że Hużir wita nas deszczową pogodą – jak się śmieją tubylcy, trafiliśmy na 80% rocznego opadu deszczu. Zakwaterowanie mamy w centrum wioski w kompleksie „agroturystycznym” -„pub”, „restauracja” i domki w zapleczu. Ogólnie jest zimno w porównaniu z Ałtajem – kilkanaście stopni C a do tego domki bez żadnego ogrzewania. Daje się odczuć różnicę klimatu. Po posiłku wstępują w nas nowe siły i ruszamy na rekonesans… trafiamy nad brzeg Bajkału akurat przy zachodzie Słońca. Zahipnotyzowani widokiem nie możemy oderwać wzroku od majaczącej w chmurach „Szamanki” i szafirowo-turkusowej tafli Bajkału. Do domków wracamy, gdy już większość śpi. Ciekawy był to dzień i bardzo męczący, jednak mimo tego trudno jest zasnąć… zaczyna się niesamowite oddziaływanie Bajkału…

Udostępnij: